czwartek, 30 czerwca 2011

Z Kingman do Barstow

Uzbrojeni w długie rękawy, spodnie, kaski by nie dopuścić bolesnych promieni słońca, ruszamy z Kingman w stronę Kalifornii. Najpierw przez pustynię, gdzie upał jest niewyobrażalny, niedługo potem krętą, wąską drogą docieramy do genialnego miasteczka, Oatman.
Wolno chodzące osły są niepowtarzalną atrakcją, a do tego zachowana oryginalna, niska zabudowa tworzą oryginalną bajeczną całość.


















I tak miasteczko zdawało się być spokojne i urocze, gdy nagle słychać kłótnie, wrzaski...


...Tragicznie zakończone strzelaniną!!!








Oczywiście było to tylko przedstawienie, organizowane przez tutejszych kowbojów. :)






W miasteczku jest też znana restauracja obwieszona wewnątrz banknotami jedno dolarowymi - każdy podpisany przez swojego właściciela! I my nie mogliśmy nie zostawić po sobie śladu.





















Przy granicy stanów zerwał się wicher wzburzający tumany piachu ograniczające widoczność, tak właśnie wita nas ponownie Kalifornia:).











I dalej podążając Route 66 odwiedzamy słynne miejsca i ...






...Kolejny tysiąc mil....







A z zachodem słońca docieramy do Barstow.

Trasa: tutaj.

4 komentarze:

  1. Strzelanina to wiadomo, jakiś straszny bałagan przy ulicy, dolary na ścianach też, ale osły???!!!
    Urocze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek, gratulacje za kolejny tysiąc mil:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za gratulacje... trochę szkoda, że to już ostatni pełny tysiąc mil, który zrobimy na tym motorze... ;)

    OdpowiedzUsuń